Niemiec
i Kanadyjczyk przez dwa dni pytali, jeździli i patrzyli. Ich wizyta
teoretycznie dotyczyła zaledwie około 7 proc. powierzchni polskiej
części Puszczy Białowieskiej - tyle zajmuje wpisany na listę UNESCO
rezerwat ścisły. Przy okazji przyjrzeli się też lasom, które w parku
znajdują się dopiero od kilkunastu lat, oraz tym, które wciąż są poza
jego granicami, a którymi zarządzają Lasy Państwowe. To ponad 80 proc.
powierzchni polskiej części Puszczy Białowieskiej - ostatniego
naturalnego nizinnego lasu Europy.
Właśnie na granicy pomiędzy
tymi ostatnimi zaplanowano jeden z punktów zorganizowanej wczoraj
terenowej wycieczki. Ekspertów przywieziono w miejsce, gdzie styka się
młoda część parku narodowego z rezerwatem Lasy Naturalne zarządzanym
przez leśników.
-
My nie zwalczamy kornika atakującego świerki. Traktujemy go jako
istotną część ekosystemu. I jak widać, świerki nadal u nas rosną -
pokazywał swoją część lasu Aleksander Bołbot z Białowieskiego Parku
Narodowego.
Po drugiej stronie przecinki, tam, gdzie rządzą
leśnicy, las jest znacznie rzadszy. To efekt wycinek zasiedlonych przez
kornika świerków. Pomimo tego, że trwają od lat, nie wyeliminowały
korników. Dzień wcześniej, podczas konferencyjnej części wizytacji,
leśnicy przekonywali ekspertów, że w ich części puszczy, stanowiącej w
większości zwykły las produkcyjny, przyrodzie nie dzieje się nic złego.
-
Niszczycie siedliska chronionych owadów, naruszacie moratorium na ponad
stuletnie drzewa - zarzucali leśnikom zaproszeni na spotkanie
przedstawiciele organizacji pozarządowych, przedstawiając przy okazji
efekt swoich najnowszych badań - sto nieznanych wcześniej siedlisk
ściśle chronionych owadów na terenie Lasów Państwowych.
Pytali
też leśników, czy to, że ich dyrektor generalny powołał ostatnio
zespół, który po raz kolejny ma wypracować najlepszą formę ochrony
administrowanej przez nich części puszczy, oznacza, że rząd zrezygnował
z koncepcji poszerzenia parku narodowego na cały jej teren.
- Tak. Na razie nie ma na to pieniędzy - odpowiadał Ryszard Kapuściński z generalnej dyrekcji lasów.
-
Na to, żebyście przestali ciąć w rezerwatach i ponadstuletnich
drzewostanach poza nimi, nie potrzeba żadnych pieniędzy - ripostował
profesor Wiesław Walankiewicz, specjalista organizacji pozarządowych.
Eksperci
nie komentowali sporu, chociaż przyznawali, że interesują się również
tym, czy park narodowy zostanie w przyszłości powiększony. Na każdym
kroku jednak podkreślali, że z ich punktu widzenia najważniejsza jest
ta część parku narodowego, która została wpisana na listę UNESCO.
Zdarzało im się jednak wyrażać swoje opinie.
-
To nie wygląda ani dobrze, ani poważnie - mówił Mark Patry z Kanady,
pokazując na myśliwską ambonę i nęcisko ustawione na samej granicy
parku narodowego, komentując fakt organizowanych tam polowań. Kilka
tygodni temu, podczas jednego z nich, łowczy z nadleśnictwa
Białowieża
postrzelił łanię. Gdy zwierzę padło już na terenie parku, nie
informując o tym nikogo, wjechał po nie na chroniony obszar samochodem.
-
Tego rodzaju negatywne sytuacje powinno rozwiązać ustanowienie
biegnącej wzdłuż naszych granic strefy buforowej wyłączonej z polowań -
wyrażała nadzieję dyrektor parku Małgorzata Karaś, informując
ekspertów, że już kilka tygodni temu poprosiła o to Ministerstwo
Środowiska. Obecny podczas wizytacji przedstawiciel resortu Zygmunt
Krzemiński ostrożnie odpowiadał, że utworzenie strefy buforowej może
potrwać dość długo, bo wpierw minister będzie musiał zapytać o opinię
myśliwych, a ci, jak wiadomo, będą przeciwni. Dodał też, że najpierw
trzeba utworzyć otulinę parku narodowego, a to zadanie jeszcze
trudniejsze, bo wymaga konsultacji z okolicznymi gminami.
Te,
chociaż ich mieszkańcy, zwłaszcza w Białowieży, żyją z turystów
odwiedzających park, wszelką ochronę przyrody traktują jak zamach na
swoją suwerenność.
Dzisiaj eksperci przeniosą się na Białoruś,
żeby wizytować tamtejszy park narodowy. Na listę światowego dziedzictwa
ludzkości wpisano bowiem obszar leżący po obu stronach granicy. Ocenę
specjalistów, którzy mają rozstrzygnąć, czy objęta patronatem UNESCO
część Puszczy Białowieskiej wciąż na to zasługuje, poznamy nie
wcześniej niż za kilka tygodni.
- Może nasze władze potrzebują
zimnego prysznica, jakim byłoby zawieszenie wpisu. Może wówczas ten
rząd zebrałby się na odwagę i zerwał z niechlubną tradycją
poprzedników, którzy bali się powiększenia parku narodowego. Co z tego
bowiem, że park dobrze chroni powierzoną sobie część puszczy, skoro na
pozostałych 80 proc. jej powierzchni nie dzieje się dobrze. A park
narodowy nie działa w próżni. Sytuacja wokół niego wpływa na procesy na
jego terenie - przestrzega anonimowo jeden z działających w puszczy
naukowców. Przypomina też o tym, że w ubiegłym roku BPN utracił
prestiżowy dyplom Rady Europy. Głównym powodem była niedostateczna
ochrona przyrody na terenach bezpośrednio z nim sąsiadujących,
zarządzanych przez Lasy Państwowe.